Przepiękne oceaniczne archipelagi otoczone błękitnymi lagunami, zjawiskowe plaże i malownicze miasteczka – to tylko niektóre z atrakcji przyprawiających turystów o zawrót głowy, które czekają na odwiedzających Wyspy Zielonego Przylądka. Wizyta w tym egzotycznym zakątku świata to gwarancja niezapomnianych wakacji i odnalezienia przynajmniej odrobiny szczęścia. Tak, to prawda szczęścia. Słowa, które niekiedy tak trudno wyartykułować nam w obecnym tempie życia.
Na koniec wpisu znajdziesz obszerną galerię zdjęć i parę słów na temat naszych własnych doświadczeń z pobytu na Wyspie Sal.
Capo Verde no stress! – hasło wizytówka Wysp Zielonego Przylądka
Już na samym początku warto podkreślić, że mieszkańcy Wysp Zielonego Przylądka nie posiadają zbyt wiele w sensie materialnym, ale wystarczająco by przeżyć życie w bezstresowy sposób, docenić to co się ma i cieszyć się pięknem każdej z chwil. Żyją oni spokojnie, szczęśliwie. Nie przejawiają żadnych konfliktów na tle rasowym, społecznym czy religijnym. Nie ma pomiędzy nimi zawiści, zazdrości, ponieważ tak naprawdę wszyscy żyją na równym poziomie. Ich dewiza życiowa, w miarę stabilne, poukładane i spokojne egzystowanie w otoczeniu malowniczego świata natury, dni przeplatające się z powtarzających się czynności takich jak łowienie ryb, rozmowy, taniec to namiastka równowagi, pewnego rodzaju ostoi, tak bardzo nam potrzebna w dzisiejszych czasach.
Myśl przewodnia tego miejsca czyli „No stress” jest przestrzegana w Cabo Verde niemal w stu procentach. Muzyka płynie z każdego zakątka ulicy. Restauracja, dom, środek placu – miejsce tak naprawdę nie ma znaczenia. Mieszkańcy radośnie kołyszą się w rytm muzyki, doznając prawdziwego zachwytu dzięki sączącym się z głośników dźwiękom. Zdają sobie sprawę ze swojej małości, słabości wobec potęgi i ogromu otaczającego świata, a jednocześnie czują się szczęśliwi, wolni, beztroscy. To niesamowite zjawisko. Kierując się podstawową zasadą nigdzie się nie spieszą. Czas swobodnie mija, nikt nie przejmuje się jego upływem. „No stress” powtarzają jak mantrę uśmiechając się przy tym szczerze i przelewając swą radość na przyjezdnych. Wokół biega mnóstwo dzieci. Słodkich, umorusanych, niesamowicie pogodnych, ciekawych świata i przygód.
Gdzie leżą Wyspy Zielonego Przylądka?
Republica de Cabo Verde czyli tłumacząc z języka portugalskiego Republika Zielonego Przylądka to niezwykłe państwo wyspiarskie ukształtowane z 10 głównych wysp i kilku mniejszych wysepek rozsianych po wodach Atlantyku około 600 kilometrów na zachód od wybrzeży Afryki. Ten nieskalany jeszcze z znacznym stopniu ręką ludzką archipelag pochodzenia wulkanicznego dzieli się na Wyspy Zawietrzne i Wyspy Podwietrzne. Krajobraz tego niesamowitego zakątka zdominował górzysto-wyżynny charakter ze stożkami wulkanicznymi i surowymi, skąpanymi w złotych piaskach widokami.
Lokalizacja w pobliżu kontynentu afrykańskiego, a także historyczna przeszłość wysp związana z kolonizacją portugalską, sprawiły, że Republika Zielonego Przylądka została ukształtowana przez wpływy zarówno europejskie jak i afrykańskie, co znajduje odzwierciedlenie w kulturze i języku mieszkańców. Przechadzając się wśród nich można wsłuchać się w używany na co dzień afro-portugalski język kreolski stanowiący efekt właśnie tego wzajemnego oddziaływania.
Wyspy Fogo, Sal, Santa Maria i Santiago
Wyspa Fogo wyróżnia się na tle innych głównie dzięki szczytowi wulkanu Pico do Fogo, który wznosi się na wysokość blisko 3000 m nad poziom morza. Co ciekawe, w kalderze, czyli rozległym zagłębieniu wulkanu mieszka 900 osób bez wody i prądu. Wodę dowożą codzienne ciężarówki ze stolicy. Co w naszym obecnym środowisku jest czymś niemalże nie do pomyślenia. W krajobraz głównego miasteczka wyspy czyli niezwykle barwnego Sao Felipe wpisują się budowle o klasycznej portugalskiej architekturze kolonialnej. Cała wyspa ma w większości charakter rolniczy. Mieszkańcy trudnią się głównie rybołówstwem, a także uprawą egzotycznych plantacji. Na wyspie można spróbować doskonałego wina, rozkoszować się smakiem pysznej kawy, a także skosztować soczyste owoce mango, papaje i banany skrapiane mżawką z kłębiących się na tej wysokości chmur.
Sal to niemalże pustynna, płaska wysepka kusząca jedną z najpiękniejszych plaż archipelagu zwaną Ponta Preta. Swą nazwę zawdzięcza odkryciu złóż soli znajdujących się na jej terenach. Jest tu co prawda niewiele roślinności i faktycznie dominuje nieco pustynny charakter, jednak 350 dni słonecznych w roku, przejrzysta, błękitna woda i korzystne wiatry stanowią prawdziwy raj dla miłośników sportów wodnych i przyciągają spragnionych szaleństwa wielbicieli kitesurfingu i windsurfingu. Można tu również relaksować się łowiąc ryby lub przyglądać zwierzętom morskim z bliska w ich naturalnym środowisku nurkując w turkusowej otchłani.
Santa Maria to malownicze i najstarsze stałe miasteczko położone w południowej części wyspy. Miejscowość zaczyna tętnić energią po zachodzie słońca. Wnętrza licznych klimatycznych knajpek i restauracji wypełnia gwar i szczery, głośny śmiech, a także niesamowite melodie. To właśnie z tego zakątka świata wywodzi się „Morna” czyli charakterystyczny gatunek muzyki oraz styl tańca. Morna grana jest w wolnym tempie, a typowy instrument służący do tworzenia jej przepięknych dźwięków to gitara, czasami również skrzypce.
Wyspa Santiago stanowi najważniejszy ośrodek rolniczy i skupia połowę ludności całego archipelagu. Jest także największą z Wysp Zielonego Przylądka i posiada „serce” tego kraju czyli przepiękną stolicę – Praia. Santiago to wspaniałe połączenie górzystego krajobrazu z piaszczystymi plażami, a także idealne miejsce dla miłośników zwiedzania zabytkowych starówek i dawnych fortyfikacji.
Na koniec warto podkreślić, że wyspy uważane są za niezwykle bezpieczne. Zarówno dla stałych mieszkańców jak i dla przyjezdnych. Nie ma tu żadnych konfliktów etnicznych ani szerzącej się przestępczości. Nie ma tu również charakterystycznych dla terenów afrykańskich chorób tropikalnych, gdyż przywiązuje się tu dużą wagę do dbania o czystość i porządek.
Wyspy Zielonego Przylądka – kilka praktycznych informacji
Wybierając się na Cabo Verde należy pamiętać o wizach. Można je nabyć na lotnisku. Najłatwiej uzyskać na lotnisku w Prai lub na Sal zaraz po przylocie do kraju lub też w placówce dyplomatycznej (jednak najbliższa znajduje się w Berlinie).
Waluta, która tam obowiązuje to escudo (CVE). 1 zł = 26 CVE.
Czas lokalny to czas polski minus 2 godziny, a kiedy w Polsce obowiązuje czas letni wówczas minus 3 godziny.
Języki obowiązujące na wyspach to głównie kreolski i portugalski, ale można się również porozumieć w języku angielskim i włoskim.
Nie ma obowiązkowych szczepień.
Wyspy Zielonego Przylądka to prawdziwy i niestety już prawie ostatni raj na Ziemi
Dziewicze, białe, piaszczyste plaże i malownicze, nieskażone zachłanną ręką ludzką tereny. Płaskie, niemal pustynne rejony skąpane w promieniach słońca poprzecinane wąwozami to ostoja spokoju, ciszy, wytchnienia. Zatrzymania się w biegu codziennych spraw. To miejsce na chwilę kontemplacji i czerpania radości z towarzystwa serdecznych ludzi, kóz, osłów i ogromnych żółwi morskich zamieszkujących pobliskie wody.
Wspomnienia z Wyspy Sal
Wprawdzie wyjazd na Wyspy Zielonego Przylądka nie należy do tanich, ani też nie jest to krótka podróż, ale to czym Wyspy te nas ugoszczą, warte jest każdych pieniędzy.
Osobiście mieliśmy okazję odwiedzić Wyspę Sal, co było jednocześnie początkiem naszej wielkiej miłości do podróżowania, no może bardziej uprawiania turystyki, ponieważ podróżnikami nas nazwać raczej nie można. Ale też do takiego miana nie aspirujemy. Chcemy być turystami, dobrze nam z tym i mamy nadzieję, że dzięki naszym wpisom na tym blogu i Wam będzie dobrze. A jak zechcecie zostać podróżnikami, to blogów stricte podróżniczych z pewnością znajdziecie bardzo dużo!
Wyspa Sal przywitała nas uderzenie gorącego i wilgotnego powietrza, zaraz po tym jak po 7 godzinach lotu z Warszawy wysiedliśmy na lotnisku. Po odebraniu bagażu, przewieziono nas do hotelu Oasis Atlantico Belorizonte w miejscowości Santa Maria gdzie zamiast spodziewanego zakwaterowania w budynku głównym, wylądowaliśmy w czymś co wyglądało jak domki kampingowe nad polskim morzem 😉 Trochę zaskoczeni, przyzwyczajeni wcześniejszym standardem na europejskich wyjazdach wakacyjnych, standardem, lekko zadzdrośnie spoglądaliśmy na niemieckich turystów, których kwaterowano w budynku głównym.
Będziemy jednak szczerzy – dzięki możliwości taniego podróżowania (w tym przypadku był to wyjazd z biurem podróży ITAKA), szybko odłożyliśmy nasze żale na półkę.
Pierwsze co nas bardzo mocno urzekło – to szum palm, wysokich na kilkanaście metrów, które w powiewach wiatru prawie na zamówienie koiły nerwy, działały mocno usupokajająco i były cudowne jak nigdzie indziej. Do tego sam hotel miał ich na swoim terenie mnóstwo i dawał nam szansę raczyć się ich widokami i szumem bez przerwy. Dodajmy, że wiatr jaki wieje na Sal, wyraźnie palmom się podoba. Nam również, choć może już nie tak bardzo na samej plaży, gdzie polski wynalazek w postaci plażowych parawanów sprawdziłbym się idealnie. Parawan byłbym użyteczny nie tyle do odgradzania się od innych turystów, co osłony od wiatru. Wierzcie nam, piasek unoszony tym wiatrem bardzo wyraźnie odczuwaliśmy na całym swoim ciele (dość boleśnie…). Na szczęście przy hotelowej plaży, na którą wychodziło się prosto z terenu hotelu, były specjalne miejsca, gdzie można było się spokojnie rozłożyć na leżakach.
Po odpoczynku, pierwszy dzień, który wynagrodził nam wszystkie niedogodności podróży, zakwaterowanie w bungalowie, to dzień kiedy ujrzelismy bezkres, najcudowniejszych plaż jakie do tej pory widzieliśmy. Całość piękna dopełniał błękit wód oceanu, który ciężko opisać, a nawet przedstawić na zdjęciach. To po prostu najlepiej zobaczyć na własne oczy!
Hotel poza wspomnianą atrakcją noclegową, oferował coś jeszcze – średniej jakości jedzenie. Tutaj jednak nawet dobrze się stało, ponieważ mając wykupione wyżywienie, w ogóle pewnie nie wybralibyśmy się na jedzenie poza hotel (trochę ze względu na oszczędność budżetu). Niemniej jednak, trochę zmuszeni okolicznościami, mając słabą gastronomię w hotelu, wybraliśmy kilka razy do lokalnych restauracji, z których szczególnie polecamy Wam jedną z nich – Restauracja Barracuda uraczyła nas tak pysznymi owocami morza, świeżym tuńczykiem, że odwiedziliśmy ją kilka razy.
Nawet teraz pisząc ten post, czuję zapach tego miejsca – powiew oceany, mieszankę egzotycznych przypraw, a całość dopełniały zapach smażonych owoców morza… My na szczęście mieliśmy z hotelu bardzo blisko do tej restauracji – zaledwie 10 minut spaceru piękną plażą!
Mimo, iż byliśmy zaledwie 6 dni (tak, nawet na tyle warto polecieć na Wyspy Zielonego Przylądka), to poza plażowaniem, godzinami spacerów po pięknych plażach, wybraliśmy się również w głąb wyspy oraz do wyjątkowego miejsca – Pedra de Lume, a dokładnie “kopalni soli”, która mieści w się w kraterze. Miejsce to, poza wyjątkową możliwością popływania w solance – człowiek czuje się jak balon unoszony na wodzie, ma swój niecodzienny urok – wręcz coś magicznego. Może po części dzięki zachowanym starym urządzeniom do transportowania wody z oceanu, ręcznie wykutego tunelu do krateru, a to wszystko skąpane w piekielnie gorącym słońcu.
Wyspy Zielonego Przylądka – obrazy warte tysiąca słów
My z Wyspy Sal wróciliśmy odmienieni i marzymy o tym, aby ponownie się tam wybrać za jakiś czas, zanim komercja całkowicie zawładnie tą piękną częścią świata. Was nie chcemy już więcej “męczyć” słowem pisanym, dlatego zapraszamy do obejrzenia galerii z wybranym zdjęciami z Cabo Verde. Miłego oglądania i pamiętajcie: Cabo Verde no stress!